Zapraszam na część 6, napisaną przez Bachę.
Trent zatrzymał się w hallu i popatrzył przez
oszklone drzwi do salonu. Zauważył, że kucharka podała herbatę i ciepłe tosty.
Co by się nie działo obowiązek obowiązkiem.
Większość, mimo przygnębiającej atmosfery, raczyła
się poczęstunkiem.
Właściwie to się nie dziwię – pomyślał Trent- od
rana nic nie jedli, ciekawe, komu jest niedobrze ze strachu. Dam im chwilę
czasu. W salonie nie było Mirelli i Pandory. Obecni nie odzywali się do siebie.
Trent wszedł do salonu. Wszyscy zamarli, Archibald odłożył tosta na
talerzyk, Peter dopijał spokojnie herbatę, reszta odsunęła od siebie filiżanki.
"Czy ktoś mógłby poprosić panie o zejście do
salonu?" Tym razem James Garner udał się
na piętro i po chwili wszyscy z napięciem wpatrywali się w Trenta.
Trent wyciągnął z plastikowej torby cholewy i
zapytał:"Chciałbym wiedzieć do kogo należą."
Cisza aż dzwoniła w uszach. Zgromadzeni patrzyli
po sobie ale nikt się nie odezwał. W tym momencie do salonu wsunęła się
bezszelestnie kucharka żeby sprawdzić
czy goście czegoś nie potrzebują.
Popatrzyła z sympatią na Tropika a potem z
bezbrzeżnym zdziwieniem zapytała." A gdzież to pan inspektor znalazł moje
gumowce? Od dwóch tygodni ich szukałam ."
"Pani gumowce?! – Trenta zamurowało
"Ano moje, ino co one takie upaćkane, ja je zawsze
myję, coby błocka nie wnosić."
Trent popatrzył na solidnej postury kobietę i na
jej stopy.
No tak 42 jak nic.
Hm, na tych gumowcach znaleźliśmy resztki pokrzyw.
Wszyscy ze zgrozą patrzyli na pobladłą kobietę." Ale.. ale ja, ja przecież nie widziałam ich od dwóch tygodni" drżącym głosem i
ze łzami w oczach jąkając się wydusiła z siebie kucharka.
"Taaak. Niestety znalazła się pani w gronie
podejrzanych, proszę usiąść."
Roztrzęsiona, przysiadłą na fotelu przy drzwiach,
z dala od reszty towarzystwa.
"Proszę mi powiedzieć co pani dzisiaj robiła i
proszę się tak nie denerwować to jest zwykłe, rutynowe przesłuchanie, nikt pani
o nic nie oskarża."
Tropik podszedł do kucharki i usiadł naprzeciwko
patrząc na nią swoimi mądrymi ślepiami.
Jaki to miły psiak pomyślała i powoli uspokajała
się.
No więc -zaczęła – po śniadaniu, siadłam z dziewczyną,
która, Panie świeć nad jej duszą, przyszłą zamiast Jenny, która zachorowała i
powiedziałam jej co i jak ma robić. Potem pan Inspektor się zjawił, to nie zdążyłam spytać czy przygotowywać lunch czy
nie. Susan poszła sprzątać pokoje a ja za porządki w kuchni. No i nagle
przyszło mi do głowy, że Pan Inspektor to padnie tu ze zmęczenia a nawet kawy
nie dostał. To przygotowałam i zrobiłyśmy kilka kanapek, właściwie Susan,
trzeba przyznać, że robiła doskonałe. A potem jeszcze przypomniałam sobie o
Psinie, że pewnie coś by też przekąsiła i nałożyłam trochę cielęcej potrawki,
którą gotowałam dla mnie i Susan. Susan wzięła jeszcze jeden talerzyk.
Powiedziała, że zawsze ma ze sobą jogurt, żeby coś między posiłkami przełknąć i
że słyszała, że podobno Pana pies lubi jogurty. Ale on wcale go nie zjadł,
Susan było chyba przykro. No i potem wyszła na papierosa a ja zaczęłam wyrabiać
ciasto na bułeczki, bo Lord Winter lubi domowe pieczywo."
"I nigdzie Pani nie wychodziła?" - Nie, Pani Mirella
może zaświadczyć, poprosiła o herbatę ziołową do pokoju.
Trent popatrzył na Mirellę.
Tak, to prawda, pokojówka nie przychodziła na
dzwonek, więc zeszłam do kuchni.
Kucharka miała ręce po łokcie w cieście i speszona tłumaczyła, że
pozwoliła Susan wyjść na papierosa.
Ale jak już wyrobiłam ciasto a Susan nie wracała
to wyszłam kuchennymi drzwiami i zaczęłam ją wołać ale się nie odzywała i
nigdzie jej nie widziałam. Ki diabeł pomyślałam i zatelefonowałam do Jenny ale
nie odpowiadała.No a potem to Pan już ją znalazł."
Tropik sapnął, że niby kto ją znalazł?
"Dziękuję pani, może pani wrócić do obowiązków.
"A teraz proszę mi powiedzieć, kto z Państwa nosi
rozmiar 41 lub 42." Te rozmiary mieli Peter Gordon,Sir John Talbot i James Garner.
Chciałbym też wiedzieć, kto z Państwa był na
urodzinach Lady Winter w Australii.
Tym razem odezwał się Lord Winter: "Byliśmy
wszyscy, oprócz pana Petera Gordona, zawsze obchodziliśmy urodziny żony w tym
towarzystwie ale zazwyczaj bywało tu
dużo więcej gości."
"Pozwoli Pan, Lordzie, że ponownie zajmę Pana
gabinet."
Trent wszedł do gabinetu i zamknął za sobą drzwi. " Tropik, coś mi tu nie gra. Spróbuj znaleźć
tego, kto nosił te cholewy." Tropik ze zmarszczonym czołem obwąchiwał gumowce.
Wyszli z gabinetu.
Tropik, szukaj, szepnął do psa. Tropik z nosem
przy ziemi powoli zbliżał się do zebranych.
Nie ominął nikogo i nie zatrzymał się przy nikim,
szedł w kierunku kuchni, szczeknął przy kucharce (co było całkiem zrozumiałe) i
podszedł do wąskich drzwi w kącie kuchni.
Co się tam znajduje? Zapytał Trent.
To pokój naszych pokojówek .
W tym momencie zadzwonił telefon Trenta.
"Macie wszystkie analizy? Odciski butów przy
altanie i pokrzywach też? Dawajcie tu szybko.
I pośpieszcie się bo nie mam ochoty na trzeciego
trupa!!!!
"